Wywiad z Sebastianem Krukiem – Droga do Sarajewa 2025

Wywiad z Sebastianem Krukiem – Droga do Sarajewa 2025

Już w niedzielę 6 kwietnia 2025 r. w Zakopanem rozpocznie się zgrupowanie reprezentacji Polski w taekwon-do, na którym kadra narodowa przygotowywać się będzie do nadchodzących Mistrzostw Europy. W gronie powołanych znalazło się sześciu zawodników LSKT. Z tej okazji zapraszamy do przeczytania wywiadu Krzysztofa Przystupy z jednym z nasz kadrowiczów – Sebastianem Krukiem.

 

To może na początek takie klasyczne pytanie: jak zaczęła się Twoja przygoda z taekwon-do? Ile lat jesteś już związany z tym sportem?

Trenuję od trzynastu lat, to jest od drugiej klasy podstawówki. Wszystko zaczęło się od tego, że mój tata kiedyś trenował, a ja, jak każde dziecko, miałem za dużo energii, więc stwierdził, że zapisze mnie na taekwon-do. Byłem wówczas w drugiej klasie podstawówki. I tak jak wtedy poszedłem po raz pierwszy na trening, tak już trzynasty rok jestem na Sali.

Kiedy pierwszy raz otrzymałeś powołanie do kadry? Pamiętasz swoje pierwsze zgrupowanie?

Pierwsze powołanie do wąskiej kadry otrzymałem w zeszłym roku. Wcześniej, jako junior, byłem brany pod uwagę, będąc w szerokiej kadrze. Jednak niestety nie pamiętam dokładnie, kiedy to było. Pierwsze zgrupowanie na pewno miało miejsce w Spale. Jego akurat nie pamiętam idealnie. Dużo bardziej wyryło się w mojej pamięci inne zgrupowanie, notabene, również w Zakopanem (tak samo, jak to nachodzące – przypis redakcyjny). Byłem wtedy jedynym zawodnikiem z LSKT. Fajna przygoda – sam musiałem dojechać busem, rodzice pracowali i nie mogli mnie zawieźć, ale atmosfera była super.

Twój pierwszy start w barwach reprezentacji to zeszłoroczne Mistrzostwa Europy. Jakie towarzyszyły Ci wówczas emocje? Jak to jest startować na imprezie tej rangi?

Tak, w tamtym roku były moje pierwsze zawody, na których wystartowałem z orzełkiem na piersi. Sam start był dla mnie bardzo stresujący, mimo że jestem zawodnikiem od dość długiego czasu. Poczułem się, jakbym był pierwszy raz na zawodach. Niestety, stres mnie zjadł, ruchy były niepewne i musiałem uznać wyższość przeciwnika. Start na takich zawodach, szczególnie pierwszy raz, to wiele skrajnych emocji: od szczęścia, że udało się tu dojść, po strach przed popełnieniem głupiego błędu. Czuje się też, że wiele osób we mnie wierzy, a ja nie mogę ich zawieść. Nie da się tego opisać inaczej. Kiedy jesteś w reprezentacji, czujesz się częścią drużyny, a nie tylko grupki znajomych. Czujesz braterską więź; każdy kibicuje każdemu, wspieramy się wzajemnie. To coś totalnie innego.

Zająłeś wówczas dziewiąte miejsce w układach. Jak z perspektywy czasu oceniasz tamten występ?

Ojej, akurat tu to… Wydaje mi się, że jestem osobą dość krytyczną. I nie uznałbym tego startu za udany. Ruchy były niepewne, zabrakło dynamiki. Szczerze mówiąc, stres mnie zjadł i to nie było wykonanie, z którego byłbym dumny.

Masz jeszcze jakieś wspomnienia związane z tamtymi zawodami?

Były w Lublinie, więc na trybunach po raz pierwszy od paru lat mogli zasiąść moi rodzice, dziewczyna i znajomi. To bardzo motywuje, ale również czuję lekką presję z ich strony.

Ten sezon zacząłeś bardzo dobrze. Srebrny i brązowy medal na Pucharze Polski, złoty i dwa srebrne na Mistrzostwach Polski.

To były przyzwoite starty, choć zawsze mogło być lepiej. Z układów jestem zadowolony, dobrze mi się robiło ruchy. Czułem siłę, była fajna, pomimo że przed startami musiałem zbijać aż trzy kilogramy. Jeśli zaś chodzi o walki, to uważam, że na obu imprezach były dobre. Kondycyjnie, w szczególności na Pucharze, było bardzo fajnie, na Mistrzostwach Polski ciut gorzej, ale nadal zadowalająco. Siłowo też wydaje mi się, że było tak, jak powinno, więc dodatkowe treningi nie poszły na marne. Ogólnie jestem zadowolony.

Na Mistrzostwach Polski Seniorów oprócz trzech kategorii, w których zdobyłeś medale (indywidualne walki i układy oraz układy drużynowe), występowałeś również w drużynowych walkach. Zespół LSKT zajął 5. miejsce, ale byliście bliscy wyeliminowania późniejszych mistrzów, powiesz coś więcej o tym występie?

Starty w drużynie to jest totalnie inny wymiar walk.  Jedna minuta, każdy na ciebie liczy, nie możesz odpuścić. Każdy ma swój mały cel do zrobienia. Tutaj wchodzi taktyka, walczymy o każdy punkt. Nawet przegrana 2:1 czasem nie jest tragedią, a tym, co chcemy uzyskać. Wracając do naszej drużyny, nie da się ukryć, że składała się ona z młodych zawodników – 5 juniorów i 1 senior. Nawet ja sam nie zaliczam się do „starych wyjadaczy”. Wydawałoby się, że nie będziemy mieć wielkich szans z naprawdę dobrą drużyną z Wrocławia składającą się z wielu świetnych zawodników. Jednak trener Przemek miał taktykę opracowaną już przed wejściem na matę i sprawdzała się ona bardzo dobrze. Niestety, pomimo tego nie udało nam się wygrać. Zabrakło nam naprawdę niewiele i zremisowaliśmy, a po dogrywce musieliśmy uznać wyższość przeciwników. Tak czy inaczej, uważam, że każdy z nas dał wspaniałą walkę, zostawił kawał serca na macie i to się dla mnie liczyło najbardziej.

Rozumiem, że po tak dobrych występach mogłeś spodziewać się powołania, czy mimo wszystko było to zaskoczenie? Jak czułeś się, gdy dowiedziałeś się, że pojedziesz na Mistrzostwa Europy?

Szczerze mówiąc, liczyłem po cichu na powołanie w układach. Uważam, że te starty były bardzo poprawne, a zajmowane miejsca to potwierdzały. Dużo większym zaskoczeniem było dla mnie powołanie w konkurencjach walk. Miałem świadomość, że kategoria jest obsadzona naprawdę dobrymi zawodnikami. Myślę, że trenerzy kadry mieli przynajmniej pięć bardzo dobrych kandydatur. Jednak tu z całego serca muszę podziękować trenerowi Przemkowi. To po jego rozmowie z trenerami kadry pojawiły się dla mnie szanse na powołanie w walkach. Jedynym warunkiem było dojście do finału i zawalczenie najlepiej jak mogę. Przy samej rozmowie z selekcjonerami, gdzie dowiedziałem się o powołaniu w dwóch konkurencjach, byłem spokojny i czułem tylko zadowolenie z dobrego pojedynku i szczęście.

Opowiedz coś o kategoriach, w których będziesz startować.

Zacznijmy od kategorii układów II Dan – to dość specyficzna kategoria. Wiele osób chce jak najszybciej z niej „uciec”, ponieważ jest ciężka pod względem fizycznym, z bardzo dużą ilością wysokich kopnięć, z którymi osoby mniej rozciągnięte mają problemy.  Co do walk (do 75 kilogramów – przypis redakcyjny), to jest to kategoria średnia – ani bardzo lekkie osoby, które głównie się poruszają, ani waga ciężka, gdzie siła ma wielkie znaczenie. W 75 kilogramach zawodnik powinien być bardzo dynamiczny, ale musi też umieć stanąć w twardej wymianie.  Sama ilość zawodników, zgodnie z prawami natury, jest największa.

Jakie masz nastawienie przed Mistrzostwami Europy? Jakie cele sobie stawiasz?

Nastawienie jest dobre, pojadę zrobić układy, jak potrafię najlepiej i tak samo zawalczę. Celów nie mam, skupiam się na pierwszych pojedynkach. O kolejnych będę myślał, gdy przyjdzie ich pora.

Na te zawody z naszego klubu powołano aż sześcioro reprezentantów. To rekord w historii LSKT. Czy można powiedzieć, że nadchodzą bardzo dobre czasy dla naszego klubu? Skąd aż tyle powołań?

Tak, aż sześć powołań to rekord. Czy czasy nadchodzące są bardzo dobre, nie wiem. Wiem, że na pewno lepsze. A odpowiedź na pytanie, skąd aż tyle powołań, jest dość prosta: najlepsi trenerzy. Uważam, że zaplecze trenerskie w naszym klubie jest na niesamowitym poziomie. Trenują nas osoby z pasją, które same były najlepszymi zawodnikami w swoich kategoriach. W sumie każdego tu można wymienić z imienia i nazwiska, wstawić ich dokonania, medale i na tym zakończyć to pytanie. Jednak nie same dokonania mówią o wartości trenera. Pokładane w nas nadzieje i poświęcany czas są naprawdę imponujące. I biorąc pod uwagę te właśnie czynniki, śmiało mogę powiedzieć, że to dzięki ich pracy mamy aż tyle powołań. Bo samych ludzi zawsze się znajdzie. Sam nie jestem przykładem idealnego zawodnika. Wiadomo, zdarzają się perełki, którym wystarczy lekko wskazać drogę i już same pójdą, ale ciężka praca i wytrwałość w tym, co się robi, jest czasem równie cenna, jak talent, a nie byłoby tego bez trenerów.

Jak wygląda atmosfera w klubie przed Mistrzostwami Europy? Jak nastawienie pozostałych reprezentantów z LSKT?

W klubie jak to w klubie. Na razie nie widać stresu. Wszyscy raczej skupiają się na powrocie do zdrowia po drobnych kontuzjach odniesionych podczas zawodów lub na regeneracji, ponieważ zawody były raptem dwa tygodnie temu, a tu już zgrupowanie, na którym trzeba również mocno trenować.

Właśnie. W tym tygodniu jedziecie na zgrupowanie przed mistrzostwami. Opowiedz o nim coś więcej.

Zgrupowanie odbędzie się w Zakopanem. Sześć dni treningów z najlepszymi. Każdy wie, po co tam jest. Coś wspaniałego, człowiek czuje się prawdziwym sportowcem. Podczas takich zgrupowań mamy treningi 2-3 razy dziennie. Po treningach myślimy tylko o jedzeniu i spaniu. Czasem uda nam się pójść na odnowę biologiczną – sauny, kriokomora, bicze wodne. Czas tam płynie inaczej, ale to najfajniejsze, co może przeżyć osoba ćwicząca dany sport.

Masz jakiegoś idola, zawodnika – może z przeszłości -, na którym się wzorujesz?

Kurde, to jest fajne pytanie, na które niestety odpowiem, że nie zbyt. Znaczy, nie mam jednego. Bo wiadomo, przykład bierzemy od najbliższych. Dla mnie też niedoścignionym ideałem w walkach jest mój trener Mariusz Cieślik. Jednak nie wzoruję się na nim co do samego stylu walki, trener Mariusz ma najlepsze wejścia rękami, jakie widziałem. Uważam, że każdy powinien mieć własny styl, który powinien modyfikować i uzupełniać o elementy, które nam wychodzą i działają. Zaś co do układów, może być tylko jeden, na którym można się wzorować, szczególnie w Polsce. Mistrza Jarosława Suski nie muszę przedstawiać i opisywać. Po prostu perfekcyjne wykonanie układów i ogrom praktycznej wiedzy.

Chcesz coś dodać na koniec?

Trzymajcie kciuki. Pozdrawiam wszystkich kibiców LSKT.

Tekst: Krzysztof Przystupa